POWRÓT DO
STRONY GŁÓWNEJ
Ostatnie Artykuły
Emerytury pomostowe ...
Policjanci szykują n...
Nie będzie zmian reg...
Pieniądze, a nie wol...
Emerytury mundurowe ...
Emerytury pomostowe ...
Dokończenie reformy ...
Decentralizacja pods...
Reforma samorządowa ...
Państwa nie stać na ...
Czy stać nas na wcze...
Emerytury wojskowych...
Zmiana na stanowisku...
Strażacy nie chcą po...
Almanach emeryta PSP
Skok na mundurówkę
Rząd kończy prace na...
Straż wystawi rachun...
Zabraknie strażaków?.
Strażacy odchodzą z ...
"Mieszkaniowe promoc...
Zablokujmy dyrektywę...
Komisja Krajowa wzyw...
Zadymienie” w ...
Oświadczenia Posła Z...
"Głos Wlkp." o PSP
Andrzej Mróz zamiast...
Ile będziemy zarabia...
Priorytety działania...
Honor strażaka
Czas pracy strażaków
Szpitale zapłacą za ...
"S" apeluje o udział...
Luka prawna uniemożl...
Ustawa o finansach p...
PIP - nowe przepisy ...
"Cywilny" też człowiek
Wliczanie dyżurów do...
Czas pracy w UE i w ...
Dyżur to praca w god...
Protest przeciwko zm...
Uregulowania czasu p...
OPINIA PRAWNA w spra...
Wzór pozwu do Sądu P...
Czas pracy w świetle...
65 godzin pracy w ty...
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie



Rejestracja
Zapomniane hasło?
Honor strażaka
Honor strażaka


Jeśli śląscy strażacy wywalczą pieniądze za pracę ponad ustawowe 40 godzin tygodniowo, to do sądów w całym kraju wpłyną tysiące kolejnych pozwów.

Każdy strażak ma po co najmniej 300 nadgodzin. Dotychczasowe sprawy przegrali. Broni nie składają, zapewniając jednak, że nie zrobią niczego, co mogłoby narazić bezpieczeństwo ludzi.

A co to my lekarze jesteśmy? Służba społeczeństwu przede wszystkim. My to we krwi mamy. Jesteśmy po to, by ratować - podkreśla Jarosław Nowak, wiceszef zarządu krajowego Związku Zawodowego Florian.

W 2005 roku w ustawie o straży pożarnej znalazł się zapis, że tygodniowy czas pracy wynosi 40 godzin. Może być jednak wydłużony o maksymalnie 8 godzin, jeśli uzasadnia to konieczność zapewnienia ciągłości służby. Na Śląsku ta nadzwyczajna sytuacja trwa już od półtora roku, bo strażaków jest po prostu za mało. Za tę pracę strażak powinien odebrać sobie wolne w ciągu 6 miesięcy. Przepisy nie mówią jednak o tym, co zrobić, gdy wolnego we wskazanym czasie wybrać nie można. Nie ma w nich także zapisu o dodatkowym wynagrodzeniu. To zamyka komendantom możliwość wypłaty pieniędzy strażakom. Ci zaczęli więc gremialnie występować do sądów. Tylko w województwie śląskim takich wniosków wpłynęło już kilkaset. Najwięcej z Rybnika, Gliwic, Zabrza, Jastrzębia Zdroju.

Asp. Marek Kula pracuje w jednostce w Rybniku jako dyżurny operacyjny. Jest też szefem tamtejszej strażackiej Solidarności. Liczył na to, że sąd przychyli się do jego wniosku. Tak się nie stało.

U nas do sądu wystąpiły 22 osoby. Chodzi o trzy okresy rozliczeniowe, czyli półtora roku. Kwoty opiewały na 7-9 tys. zł. Przegraliśmy. Wyroki są już prawomocne. Nie mamy prawa do kasacji - mówi asp. Kula.

Gen. Janusz Skulich, szef śląskich strażaków wyjaśnia, że przed 2005 rokiem strażacy średnio pracowali po 52-53 godziny tygodniowo. Nowe przepisy spowodowały, że na dyżurach z dnia na dzień zostało ich o 20 proc. mniej.

- Kogo się dało przerzuciliśmy do służby zmianowej. Przyjęliśmy do służby także nowych ludzi. Mimo to nie udało się odbudować wcześniejszej liczby strażaków na dyżurach. By tydzień pracy trwał 40 godzin, tylko na Śląsku trzeba by zatrudnić 400 osób. Rocznie to dodatkowe 15 mln zł. Nie ma tych pieniędzy - mówi gen. Skulich.

Komenda główna pracuje nad nowelizacją przepisów. Mają się w nich znaleźć zapisy o wynagrodzeniu za nadgodziny. - Nadwyżki za ostatni okres rozliczeniowy strażacy muszą wybrać w wolnym czasie. Nie możemy za nie zapłacić - mówi - bryg. Paweł Frątczak, rzecznik komendy.




W rankingach zaufania społecznego strażacy zawsze są na pierwszym miejscu. To zobowiązuje. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli zawieść. Nie zachowamy się tak jak lekarze - podkreśla Marek Kula, dyżurny operacyjny i szef Solidarności w straży w Rybniku. Wraz z kolegami wystąpił do sądu z pozwem o zapłatę za nadgodziny. Przegrał. Od dalszej walki i pieniędzy ważniejsze dla niego jest bezpieczeństwo powierzonych mu ludzi i mienia.

Śląskie sądy oddalając kolejne powództwa, podkreślają, że strażacy nie pracują, a służą. Służbę zaś reguluje ustawa o straży pożarnej, w której o nadgodzinach i zapłacie za nie ma ani słowa. Kodeks pracy zastosowania w tym przypadku nie ma. Aby sytuację zmienić, konieczna jest zmiana zapisów branżowej ustawy. Tym musi się zająć Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.

Te niekorzystne wyroki nie oznaczają jednak, że każdy następny będzie taki sam. Przykładem jest nieprawomocny wyrok, jaki zapadł w Wałbrzychu. Według tamtejszego sędziego, funkcjonariuszom za nadgodziny należy się wynagrodzenie takie, jakie przewiduje Kodeks pracy. Prawdopodobnie jednak w drugiej instancji to orzeczenie zostanie uchylone.

Strażacy z Rybnika mają skromniejsze wymagania. Nie dochodzili w sądzie 150 proc. należnych za nadgodziny według Kodeksu pracy. Chcieli tylko zwykłej stawki godzinowej. Czy będą walczyć dalej? Tak, ale po swojemu. Nie wyjdą na ulice, nie będą strajkować, głodować, robić zadym w Warszawie. Mają zasady i tych się trzymają.

Reprezentujący ich mecenas Marek Fijałkowski przegranych w sądach nie traktuje jako ostatecznych rozwiązań. - Mamy do czynienia z luką prawną, nad którą nie można przejść do porządku dziennego - mówi. Następnym jego krokiem będą pozwy do sądu administracyjnego w sprawie czasu wolnego dla strażaków za nadgodziny. Mecenas twierdzi, że jeśli uda się wywalczyć po średnio 300 godzin wolnego dla każdego z funkcjonariuszy, to logistycznie dla ich szefów sytuacja będzie beznadziejna. - Jeśli zaczęliby egzekwować wolne, to pewnego dnia następną najbliższą jednostką zdolną do działania może okazać się ta z Czeskiego Cieszyna - mówi Fijałkowski. Podkreśla, że chodzi mu o wykazanie zasady. To czy strażacy wyroki będą egzekwować, to już zupełnie inna sprawa.

W regionie pracuje 3200 funkcjonariuszy, 2700 z nich - w systemie zmianowym, czyli na pierwszej linii frontu. Zarabiają średnio po 2700 zł brutto. Każdej doby czuwa 580 strażaków. Mniejsza liczba według ich szefa gen. Janusza Skulicha nie gwarantowałaby bezpieczeństwa tak ludzi, jak i samych strażaków.

- To wynika ze statystyk. W najmniejszej nawet jednostce do wypadku musi być gotowych w każdej chwili ośmiu strażaków. W 80 proc. zdarzeń z kilkunastu ostatnich lat, tylu właśnie było potrzebnych - wyjaśnia gen. Skulich.

Według danych Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej w drugim półroczu 2006 roku jeden strażak przepracował przeciętnie 46 nadliczbowych godzin. Na Śląsku - 90 godzin, w województwie podkarpackim - 81. W pierwszym półroczu 2007 roku rekord padł na Podkarpaciu - 113 godzin, na Śląsku - 98 godzin.

Gdyby liczyć według stawek przyjętych w nieprawomocnym wyroku - jedynym korzystnym dla strażaków, jaki zapadł w pierwszej instancji w Wałbrzychu, tylko za 2006 rok strażakom trzeba by było zapłacić 54 mln zł. W 2007 roku to może być nawet 80 mln zł. - Rozprawa w II instancji w sprawie wałbrzyskiego strażaka odbędzie się 25 października. Jeśli ten wyrok także będzie dla nas korzystny, pozwy popłyną lawinowo - mówi Jarosław Nowak, wiceszef zarządu krajowego Związku Zawodowego Florian. Tak naprawdę jest to mało prawdopodobne.

Komenda główna problem dostrzega, ale też podchodzi do niego nadzwyczaj spokojnie. - Nikt nie kwestionuje nadgodzin - mówi bryg. Paweł Frątczak, rzecznik komendy. Dodaje, że trwają prace nad nowelizacją ustawy o straży. Chodzi o określenie finansowej rekompensaty za wypracowane w przyszłości nadgodziny. Co z tymi, które już są? - Nie kwestionujemy ich. Komendanci wojewódzcy muszą sobie radzić. Jedyna możliwość to wybranie wolnych dni - mówi Frątczak. Wcześniejsze nadgodziny po prostu przepadną. Chyba, że sąd zadecyduje inaczej.


aut. Aldona Minorczyk-Cichy
żródło: Dziennik
1324 Czytań Drukuj