Warszawa 31 lipca 2008r.
Mój Komentarz
pt. Państwowa Straż Pożarna szykuje się do strajku!
Tego jeszcze nie było, by Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej – a dokładnie jeden z Jego organów pomocniczych, czyli Krajowe Centrum Koordynacji Ratowniczej – przygotowywało Państwową Straż Pożarną do strajku!
AUTENTYCZNIE!
Jako (zbyt) wieloletni Przewodniczący Krajowej Sekcji Pożarnictwa NSZZ”Solidarność” zdębiałem, kiedy wieść ta mnie na urlopie dopadła. To już koniec, myślę sobie – no bo po co w takim wypadku związki zawodowe w straży, jak władza najwyższa sama się szykuje do strajku. Jak to mówią u mnie na warszawskim podwórku – tego jeszcze nie grali, ale spróbować zatańczyć trzeba.
Co teraz robić, skoro najważniejszy oręż związków zawodowych przejął Komendant Główny PSP. Jakich argumentów używać w walce o płace czy inne świadczenia, jeżeli mamy się przygotować do strajku na polecenie służbowe.
I to czyje? Nie Komendanta Powiatowego, nawet nie Komendanta Wojewódzkiego, tylko sama „góra”.
No to niedobrze, tak sobie myślę.
Na szczęście dla odmiany my związkowcy zajęliśmy się robotą Komendanta Głównego PSP, czyli nowelizacją ustawy o Państwowej Straży Pożarnej. Generalnie chodzi o kwestie nadgodzin i ich opłacania, co oczywiście w innych zawodach jest normalne – tylko nie u nas strażaków. Pan Komendant Główny PSP, kiedyś na jakimś spotkaniu obiecał, że pilnie zajmie się tą sprawą, nawet jakieś pismo do swojego szefa ponoć popełnił, no ale sześć „miechów” minęło i nic. Nudząc się czekaniem na dalsze losy rządowego pomysłu oraz z chęci znalezienia wyjścia z impasu nadgodzinowego, my skromni związkowcy zaczęliśmy nieśmiało, inicjatywę obywatelską nowelizacji ustawy w tym zakresie. Bo tak na chłopsko – związkowy rozum, jest to chyba najprostsze wyjście, by naprawić to co spartolone, a nie kombinować i tworzyć nowe galimatiasy prawne. Nie do przyjęcia jest też dla nas to, żeby strażacy pełnili służbę bez stosownej gratyfikacji dłużej, niż to jest określone przepisami. No i tak jakoś leci, czyli my robimy – „góra” się patrzy i czeka. Jak już wszystko zostanie zrobione, zebrane i przeprowadzone – usłyszymy od naszej „góry”: „Nasi strażacy wraz z nami zrobili kupę dobrej i solidnej roboty. Zawsze popieraliśmy i walczyliśmy”. Pozostanie wtedy zapytać: „A przepraszam – co robiliście?” Ale to inna bajka.
Reasumując, według obecnych zasad – to jest normalnie.
Związkowcy robią za Komendanta Głównego PSP a Komendant Główny PSP będzie strajkował.
Nie wiedziałem tylko czemu ma strajkować, bo chyba za mało nie zarabia?
Już byłem zadowolony z własnego wytłumaczenia sytuacji, już chciałem spokojnie dokończyć urlop, ale niestety doczytałem koniec pisma „samej góry” w sprawie przygotowania do strajku.
Z tejże „odezwy” wynika, że strażacy Państwowej Straży Pożarnej mają się przygotować na strajk ale nie własny, tylko Zespołów Państwowego Ratownictwa Medycznego.
Komendanci wojewódzcy dostali stosowne polecenia i wytyczne, w celu opracowania specjalnych planów „ratowniczych”, wraz z komendantami powiatowymi i miejskimi.
Dla niewtajemniczonych, w skrócie (bardzo wielkim) podam, że specjalne pisma w tej sprawie wskazywały, że komendanci mają sprawdzić ilu strażaków ma prawo jazdy (co najmniej kategorii 'B'), uzupełnić szczepienia profilaktyczne przeciw żółtaczce i tężcowi, policzyć strażaków posiadających uprawnienia ratownika medycznego, „zapewnić” równomierne zatrudnienie na zmianach, ewentualnie przeszkolić (nie wiadomo kiedy i gdzie) strażaków w celu zastąpienia profesjonalnych ratowników medycznych oraz (co mnie rozbawiło do łez): „zapewnić równomierne zatrudnienie na zmianach służbowych zidentyfikowanych funkcjonariuszy posiadających uprawnienia zawodowe ratowników medycznych.
Powstał nawet „chytruśny” plan zastępowania kierowców ratownictwa medycznego, kierowcami Państwowej Straży Pożarnej lub strażakami posiadającymi stosowne prawo jazdy. W tym celu wydano nawet zalecenie przeprowadzenia dodatkowych badań psychotechnicznych upoważniających do wydania upoważnienia prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych. Problem polega jednak na tym, że nasze (strażackie) przepisy regulujące to zagadnienie, są nie co inne niż w pogotowiu ratunkowym (czy też w ratownictwie medycznym).
Wydano także polecenie, by komendanci wojewódzcy i powiatowi czy też miejscy zaczęli zawierać „stosowne porozumienia” z właściwymi terenowo dysponentami zespołów ratownictwa medycznego w celu „ewentualnego skierowania kierowców PSP, do pracy w zespołach ratownictwa medycznego ZRM”.
Przyznam się, że jak pierwszy raz usłyszałem wiadomość na temat zastąpienia ratowników medycznych strażakami, to mnie zatrzęsło ze śmiechu a potem ze strachu.
Bo jakim trzeba być SKOŃCZONYM IDIOTĄ, żeby wpaść na tak diabelski pomysł.
Nawet dziecko w przedszkolu wie, że strażacy nie posiadają kwalifikacji do prowadzenia działań z zakresu pogotowia ratunkowego (zespołów ratownictwa medycznego). Istnieje kilkunastu lub kilkudziesięciu strażaków (w skali Kraju!), którzy ukończyli stosowne szkolenia zawodowe w zakresie ratownictwa medycznego – ale jako dodatkowe doskonalenie zawodowe nie zaś jako podstawę do pełnienia służby w Państwowej Straży Pożarnej.
Nie ma podstaw prawnych, do tego by Państwowa Straż Pożarna przejmowała zadania z ustawy o ratownictwie medycznym.
W takim wypadku nie wiem jakim trzeba być gamoniem, by wymyślić coś takiego co spowoduje olbrzymie komplikacje prawne, jeżeli wykonanoby powyższe polecenia.
Wystarczy tylko trochę pomyśleć, żeby powyższy pomysł wrzucić do kosza, bo wystarczy zadać kilka podstawowych pytań np.:
jak przewozić poszkodowanego, rannego czy też chorego za pomocą pojazdu pożarniczego?
gdzie przewozić chorego w pozycji leżącej (czyli na noszach) – na dachu?
gdzie zainstalować sprzęt reanimacyjny lub podtrzymujący życie?
To są najprostsze pytania, które można 'ominąć' ; tym, że to strażacy będą jeździć karetkami pogotowia ratunkowego.
W takim wypadku zadam pytanie: a kto będzie jeździł wozami strażackimi, policja czy wojsko?
No bo jak by nie patrzył, jeżeli my damy swoich kierowców i strażaków, to ktoś musi zająć nasze miejsce. Chyba, że wprowadzimy permanentny 'stan wojenny' w Państwowej Straży Pożarnej i skoszarujemy na stałe wszystkich strażaków. Jednak mam pewną wątpliwość, co do takiego rozwiązania z powodu czystej matematyki.
Największe nadgodziny posiadają właśnie m.in. kierowcy w Państwowej Straży Pożarnej. To stanowisko jest tak zwanym 'wąskim gardłem' służby ; pisząc po polsku, kierowców w straży pożarnej jest brak. Z różnych powodów, ale to inna bajka.
Zatem skoszarować kogoś, kto i tak jest prawie non stop w robocie i ma setki nadgodzin, raczej jest niemożliwe. Więc, kto będzie jeździł w straży jak nasi będą jeździć w pogotowiu. A może jakiś cud, albo chociaż cudeniek?
Trzeba też wrócić do starego przysłowia i policzyć siły i przełożyć na zamiary. Czemu tak twierdzę? Z powodu drugiej arytmetyki.
W Państwowej Straży Pożarnej mamy około 5500 tysięcy pojazdów (z tego ponad tysiąc samochodów osobowych jak by je nie nazwał: operacyjne, dowódczo sztabowe czy rozpoznania). Kierowców jest około pięciu może sześciu tysięcy. Czy ktoś sprawdził ile jest karetek pogotowia, które trzeba by było 'przejąć'. Myślę, że mówimy o liczbie nie mniejszej niż jeden tysiąc albo więcej. Na każdą z nich trzeba przeznaczyć co najmniej trzech kierowców (plus sześciu 'strażaków-sanitariuszy'), bo karetki mają jeździć non stop. To daje dziewięć tysięcy. Albo inaczej: trzy tysiące strażaków w ciągu jednego dnia (zmiany) będzie jeździło w pogotowiu. Dla porównania, średnia zmiana strażaków w ciągu dnia wynosi ok.4.500. Wraca zatem pytanie – kto pojedzie naszymi wozami, skoro dwie trzecie zmiany przeniesiemy do pogotowia?
Ale tak naprawdę jest to najmniejszy problem, bowiem decyzja o „zastąpieniu” lub „wzmocnieniu” zespołów ratownictwa medycznego strażakami Państwowej Straży Pożarnej budzi poważne wątpliwości prawne a w przypadku jej zrealizowania powoduje bardzo ciężkie komplikacje prawne oraz odszkodowawcze.
Nie wiem czy osoby podejmujące decyzję i wydające polecenie w tej sprawie odpowiedziały najpierw na następujące pytania:
Czy Komendant Główny PSP da gwarancję, że strażacy będą wyjeżdżać tylko
i wyłącznie do zdarzeń wypadkowych a nie do innych zgłoszeń nagłych lub wezwań domowych?
Jak strażacy mają rozpoznać przysłowiowy ból brzucha od rozlanego wyrostka robaczkowego?
Jak mają rozpoznawać inne schorzenia?
Kto odpowie za błędne diagnozy?
Kto odpowie za błędnie podane środki farmakologiczne?
Czy strażacy mają prawo podać środki farmakologiczne?
Oczywiście takie przypadki mogą się nie zdarzyć, bo na przykład strażacy będą wykorzystywani tylko do prowadzenia pojazdów ratowniczych (karetek) zatem pytania w tym zakresie:
Czy Komendant Główny PSP, podpisując wytyczne zdawał sobie sprawę, że żadne porozumienia z dysponentami Zespołów Ratownictwa Medycznego nie mają podstaw do funkcjonowania?
Dlaczego wprowadza się w błąd natury prawnej komendantów powiatowych
i miejskich i każe się im zawierać porozumienia a nie umowy cywilno-prawne?
Kto chce narazić na odpowiedzialność karną i cywilną strażaków, wskazując im jako „tymczasowe karetki” – samochody gospodarcze PSP?
Dlaczego w sposób pośredni lub bezpośredni chce się doprowadzić do sytuacji, w której strażak działający w dobrej wierze (wykona polecenie przełożonego) zostanie narażony na odpowiedzialność karną z powodu złamania prawa
o ruchu drogowym (przewóz osób w sposób niedozwolony z możliwością narażenia utraty przez nich życia) oraz odpowiedzialność cywilną (roszczenia odszkodowawcze osób przewożonych)?
W jaki sposób Komendant Główny PSP zabezpieczył strażaków od roszczeń cywilnych, które mogą wystąpić po przewiezieniu potencjalnego „pacjenta”?
W jaki sposób Komendant Główny PSP zabezpieczył strażaków od ewentualnych roszczeń finansowych ze strony Państwowego Ratownictwa Medycznego z tytułu strat w sprzęcie medycznym jakie mogą powstać przy używaniu go przez strażaków?
Kto odpowiadać będzie materialnie za uszkodzenie karetki pogotowia?
Kto odpowie za utratę jakiegoś sprzętu medycznego z wyposażenia karetki?
Jeżeli ktoś planował przewożenie poszkodowanych lub chorych wozami strażackimi (a mogłoby tak nastąpić jeżeli pogotowie odmówi użyczenia karetki pogotowia) to niech ten ktoś znajdzie odpowiedź na następujące kwestie:
Kto będzie odpowiadał, jeżeli nastąpi zejście chorego w wozie bojowym?
Kto pokryje koszty odszkodowawcze, w przypadku stwierdzenia, że powikłania u chorego nastąpiły w wyniku nie właściwego przewożenia?
Czy istnieją procedury odkażania pojazdów pożarniczych po przewiezieniu chorego lub zgonu w wozie bojowym?
Jaka obsada wozu bojowego ma pojechać do chorego, zakładając, że nastąpiło zlecenie przewozu chorego w pozycji leżącej, pełna (tj. 6 osób,) czy tylko kierowca z dowódcą sekcji?
Jak ma wrócić obsada wozu bojowego (kiedyś to była rota I i II) jeżeli okaże się, że „pacjenta” trzeba przewieźć na leżąco?
Chyba jednak nikt się nie pokwapił ani zadać takie pytania ani na nie odpowiedzieć. Sądzę tak ponieważ, nie jest to pierwszy raz kiedy tak szalone pomysły w sprawie działania w imieniu pogotowia ratowniczego przez strażaków w Komendzie Głównej PSP wymyślano.
W roku 2003 lub 2004, jeszcze za czasów kiedy zastępcą ds. operacyjnych był pan nadbryg. dr Ryszard Grosset, wyszły prawie takie same „genialne” wytyczne.
A w zasadzie dokładnie takie same, czyli wożenie chorych wozami strażackimi. Zadaliśmy wtedy w zasadzie takie same pytania, na które nigdy nie dostaliśmy odpowiedzi, bo po prostu nie jest możliwe odpowiedzieć na nie pozytywnie. Oczywiście, wtedy sprawa umarła śmiercią naturalną, jak mniemałem na zawsze.
Ale nie. Znaleźli się „fachowcy” z tak długim stażem w służbie (co w KG PSP teraz to normalne), że pamięć sięgnęła i wydobyła z niebytu tak zacne głupoty.
Czekam tej chwili kiedy ktoś z jeszcze dłuższym stażem sięgnie do szafki z planem „2ALFA” .
Dla młodszych strażaków przypomnę, że był kiedyś taki Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej, który tuż przed powołaniem na to stanowisko a w trakcie największego pożaru w Polsce w Kuźni Raciborskiej (ok. 9.000 ha) wymyślił genialny plan obrony zakładów raciborskich (jeśli dobrze pamiętam coś z chemią miały wspólnego) przy pomocy czterdziestu sekcji strażackich (około 180-220 ludzi) wysłanych w największe piekło bez szans powrotu. Na szczęście wiatr się odwrócił, co uratowało strażaków od wielkiej tragedii. Niestety cała sytuacja zaciążyła cieniem nad formacją (czyli Państwową Strażą Pożarną), która właśnie była powoływana do życia. Widać już wtedy diabeł mieszał ogonem.
Wracając do kwestii jeżdżenia Państwowej Straży Pożarnej w imieniu Zespołów Państwowego Ratownictwa Medycznego, to każdą chęć w tych czasach trzeba przeliczyć na złotówki. Bo nie ukrywajmy, ale są też koszty tak wspaniałego pomysłu.
Od razu przypomina się stara zasada: „weźcie zróbcie a potem się będziemy martwić jak to rozliczyć.” Otóż tak to można było robić przed 1989r. kiedy program Partii był pogromem (sorry: programem) Narodu. Kiedy nikt nie patrzył co ile kosztuje.
W wytycznych do komendantów powiatowych i miejskich napisano: ”w przypadku pozyskania dodatkowych środków…..”. Fajnie!
Dzisiaj jest trochę inaczej: jest plan wydatków, jest budżet i bardzo ścisła kontrola budżetu komendy powiatowej czy miejskiej PSP, przez różne instytucje zewnętrzne w tym rady starostwa (powiatu, miasta) , czy też RIO.
A ponadto w pierwszej kolejności – trzeba mieć takie pieniążki.
Jestem warszawiakiem i nieco inaczej patrzę na kwestię pieniędzy, ale jeszcze się nie oderwałem od rzeczywistości i mam pełną świadomość, że w ogromnej większości powiatów każda złotówka obracana jest cztery lub pięć razy zanim zostanie wydana. Strażacy sami chodzą i gaszą światło po korytarzach, żeby zaoszczędzić na mediach. W zimie ogrzewa się tak by nie zmarznąć a nie ogrzać.
Komendanci inwestują w energooszczędne instalacje, żeby zaoszczędzić ile się da, a i tak bez tzw. „sponsorów” wiedzą, że mają ogromne kłopoty by się zmieścić w kosztach.
Najgorsze jest też to, że od 1991r. kwoty zwiększające wydatki rzeczowe nie są adekwatne do rzeczywistości, bo zwiększane są wskaźnikiem wzrostu w budżecie państwa a nie według faktycznego wzrostu kosztów. W tym roku wskaźnik wzrostu wydatków rzeczowych z tego co pamiętam nie przekroczył 2%, tymczasem wszyscy wiedzą o ile wzrosła energia elektryczna, gaz i woda. O cenach paliwa (ropy) nie wspomnę.
Koszty szczepień czy też testów psychotechnicznych to nie kilka złotych. Szybko licząc mówimy o kwocie prawie pięciuset złotych na jednego strażaka. Samo badanie na alergię od jadu pszczółek to kwestia co najmniej 100,- zł (testy podstawowe) od strażaka. Jeżeli w komendzie jest jednostka sześćdziesięcioosobowa to łatwo policzyć, że pszczółki kosztują 6.000,- a inne koszty to już 30.000,- zł.
Skąd ma znaleźć takie pieniądze komendant, który cieszy się jak dziecko jak znajdzie sponsora (raz na miesiąc) na cały JEDEN TYSIĄC złotych.
W skali Kraju te dodatkowe koszty mogą sięgnąć kwoty nawet 13.500.000,- zł (słownie: trzynaście i pół bańki!). Tak sobie myślę, że jesteśmy bogatą firmą a przynajmniej mamy szczodrego szefa, który z kasy komendantów powiatowych chce wpakować w błoto jedną trzecią ostatniej wygranej w totku. Może wygrał i zwróci komendantom koszty. W normalnym przedsiębiorstwie za tak cenną głupotę wywala się na ……… bruk i jeszcze każe się gościowi oddać całą kasę co do złotówki.
Ale państwowa instytucja oparta na wydawaniu poleceń, które w tym przypadku mają nie wiele wspólnego z prawem obowiązującym, może sobie pozwolić na takie szastanie pieniędzmi. Dla porównania można podać, że koszty tej operacji są równe zatrudnieniu 350 pracowników przez okres roku. Czyli do każdej komendy powiatowej lub miejskiej po jednym dodatkowym etacie .
Co wy na to?
Jak ktoś myśli na górze, że w każdym powiecie jest tak bogato jak w Warszawie czy Wrocławiu to niech się przejedzie po Kraju i posłucha „zdrowaśki” na jego cześć.
Zamiast wynajdywać koszty dla powiatów, niech Komendant Główny PSP, pomyśli o znalezieniu dodatkowych środków na pokrycie niedoborów finansowych w komendach powiatowych wynikających z drastycznych podwyżek cen energii, gazu, wody i paliwa.
Niech Komendant Główny PSP zrobi wreszcie co do niego należy i ureguluje sprawę nadgodzin – czyli albo załatwi kasę na nadgodziny albo dodatkowe etaty.
Zmierzając ku końcowi tego komentarza przekażę jeszcze kilka spostrzeżeń.
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że ratownicy medyczni dowiedzieli się z pisma Komendanta Głównego PSP, iż mają ochotę strajkować.
Nie wiem tylko czy to jest dobry żart, bo w rezultacie mówimy o czymś co doprowadzić może do niesnasek między służbami, które są ze sobą współpracują na rzecz ochrony ludności.
Nie muszę przy tym pisać ile genialny pomysł zastępowania ZRM strażakami narobił zamieszania, ale też ostrej krytyki ze strony ratowników medycznych. O tym wiedzą najlepiej ci strażacy, którzy bezpośrednio współpracują przy akcjach z pogotowiem ratunkowym.
W pierwszej kolejności „ochrzan” dostajemy za to co wcześniej napisałem, czyli za poinformowanie ratowników medycznych o ich niecnych zamiarach strajkowania.
W drugiej kolejności za to, że jesteśmy zachłanni i szykujemy zamach na miejsca pracy ratowników medycznych (jakbyśmy nie mieli swoich problemów).
A w trzeciej kolejności za to, że nasze władze szykowały lokaut, czyli niedozwolone w prawie polskim łamanie strajku jednej grupy pracowniczej, zastępując ją inną. I w takim przypadku zaczyna wiać grozą, „bo jeżeli nie jest to głupota, to jest to prowokacja” – jak mawiał satyryk Jan Pietrzak.
Takie postępowanie na pewno punktów w rankingach popularności Państwowej Straży Pożarnej nie przyniesie.
Przewodniczący
Krajowej Sekcji Pożarnictwa
NSZZ ”Solidarność”
/-/ Robert Osmycki
Powrót
|